Przejdź do zawartości

Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   245   —

Zwierciadlanego czemuż ci puklerza
Nie dała mądrość, a oszczepu w dłonie
Dumna pogarda? Dla czego uderza
Duch twój, nim pełnią światłości zapłonie?
Na dziki gon potworów miałby wówczas bronie.



XXVIII.

«Do ujadania skłonne wilków tłumy;
Kruki, co kraczą nad zmarłemi ciały;
Sępy, co z skrzydeł strząsając deszcz dżumy
Lecą po zdobycz, gdzie już przeszedł cały
Pochód zniszczenia, jakżeż uciekały,
Kiedy za naszych dni Apolin drugi
Ze swego łuku słał za niemi strzały!
Już się rabusiów tych nie zerwą cugi:
U stóp, które ich kopią, wyją — nędzne sługi...



XXIX.

«Gdy słońce wzejdzie, robactwo się rodzi,
A gdy zagaśnie, ten płód jednodniowy
W pomroki śmierci na zawsze już schodzi —
W tem błysną gwiazdy... Tej losów osnowy
I w świecie ludzkim szukać bądź gotowy:
Powstał duch boży i płomieni mocą
Rozświeca przestwór; gdy zagasł, tłum nowy,
Skrą jego żywion, pożegna się z nocą,
By z drogi zejść światłościom, co pełniej migocą».