Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szum drzew, bek stada, huk potoków, czołem
Chwiejące świerki! Tu Acheront ciemną
Wije się falą, ongi—grobu dołem!
Jest-li to piekłem, co błyszczy przedemną,
Plutonie! to Raj dla mnie żądzą jest daremną.

Czar ten nieskłócon żadnych miast widokiem.
Nawet Janina, choć tak niedaleka,
Gdzieś za pagórki skryła się przed okiem.
Chaty tu rzadkie, rzadko ujrzysz człeka;
Po skałach trawkę, którą zjadła spieka,
Kóz dogryzają gromady; w kapocie
Białej pastuszek stad rozpierzchłych czeka,
O głaz oparłszy swoje członki kocie,
Lub kryje się przed burzą krótkotrwałą w grocie.

Ach! gdzież, Dodono, twoich gajów cisza?
Prorocze źródła i wyroczni głosy?
Gdzie drżała echem odpowiedź Jowisza?
Gdzie ołtarz tego, co gromem niebiosy
Wstrząsał i ziemię?... Straszne! straszne ciosy!
Płaczesz, że kruche życia twego zręby?
Głupcze! twym losem są i bogów losy!
Chciałżebyś przeżyć marmury i dęby,
Gdy ludy, mowy, światy niszczą czasu zęby?...