Strona:Podróże Gulliwera T. 2.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raza moja do całego rodzaju Jahusów, obróciłem więc czółno, i żeglując ku południowi, dosięgłem niezadługo zatokę z której rano wypłynąłem: wolałem bowiem poddać się barbarzyńcom, niźli żyć z europejskiemi Jahusami. Czółno jak najbliżej brzegu umieściłem a sam schowałem się pod kamieniem przy wspomnionym źródle.

Okręt zbliżył się aż na pół mili do zatoki i wysłał statek z naczyniami po wodę, (jak się zdaje, to miejsce znajome już było żeglarzom); ale ja tego nie widziałem, aż statek już przy brzegu się znajdował, przez co niepodobieństwem było dla mnie, wyszukać sobie innego miejsca dla ukrycia się. Majtkowie oglądali przy wylądowaniu moje czółno, przeszukiwali je wszędzie i domyślili się, iż właściciel musi być pewno w blizkości. Czterech z nich dobrze uzbrojonych zaczęło szukać wszędzie, po wszystkich szparach i dziurach, aż mnie nareszcie leżącego na twarzy odkryli. Przez niejaki czas oglądali z zadziwieniem osobliwą i uderzającą odzież, suknią moją ze skórek króliczych, trzewiki z drewnianemi podeszwami i pończochy z futra; z tego jednak osądzili, iż nie jestem krajowcem, bo ci nieznają wcale ubioru. Jeden majtek rozkazał mi w portugalskim języku, ażebym wstał i powiedział kto jestem. Umiałem po portugalsku, wstawszy więc rzekłem: iż jestem biedny od Houyhnhnmów wygnany Jahu, i proszę ażeby mi pozwolono odjechać. Dziwowali się, iż odpowiedziałem w ich języku, i poznali po kolorze mojej twarzy iż jestem europejczykiem; lecz nie mogli pojąć,