Strona:Podróże Gulliwera T. 1.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uważał, chociaż pan mój posadził mnie w małej tylko od niego odległości; a wiedząc dobrze że ucieczka lub okazana lękliwości, wszystkie dzikie zwierzęta jeszcze bardziej do napadu pobudza, całą mą odwagę wezwałem na pomoc i stałem albo przechadzałem się przed nim z największą spokojnością, ośmieliłem się nawet o pół łokcią do niego przystąpić, czem on zmięszany usunął się. Psów daleko mniej się bałem: weszło ich kilka do pokoju: jeden brytan jak cztery słonie wielki, a chart jeszcze większy ale cieńszy.

Przy końcu obiadu, przyszła do pokoju mamka z małem dziecięciem, które skoro mnie na stole spostrzegło, zaczęło tak przeraźliwie krzyczeć, że o pół mili można było słyszeć; trzymało mnie bowiem za lalkę i chciało ażebym mu był podany do zabawki.