Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

za nią w imieniu wszystkich i także pomiędzy dziesiętników rozdziela; jeżeli partya ma prośbę lub skargę przed władzą, starosta w imieniu jej mówi i przekłada; on pilnuje porządku, zgody, on przekupuje podoficerów i żołnierzy, gdy idzie o sfolgowanie w dozorze, kupienie wódki, połączenie z kobietami; on wraz z innymi wyrokuje w sporach, zajściach i sprawach zaszłych między aresztantami, jeżeli strony życzą sobie, ażeby spór ich nie doszedł do wiadomości naczelników etapowych. Prócz starosty i dziesiętników jest jeszcze w partyi dwóch kalafaktorów (parasznicy), którym aresztanci płacą miesięcznie pewne kwoty, a obowiązkiem ich jest, czyścić kloaki, przy wyjściu partyi z więzienia wynosić z numerów cebry z nieczystościami i zaopatrywać w wodę.
Wieczorem zapowiedział podoficer bardzo wcześny pochód, przed świtem więc wszyscy podnieśli się; każdy wpakował w worek swoje rzeczy, zawiązał go, odział się po podróżnemu i oczekiwał chwili wyjścia. Ja tymczasem stanąłem przy oknie, ażeby przez kraty popatrzeć na wschód słońca. Mrok przejrzysty zalegał nad ziemią — niebo różowało się i krasiło purpurą. Przy drodze stała karawana tatarskich kupców, konie pasły się na polu, a kupcy ze snu podźwignięci, zwróciwszy się obliczem ku południowi w stronę Mekki, odmawiali ranne modlitwy. Długa była ich modlitwa — słońce już wynurzyło się na widnokręg, strzeliło milionami promieni, wzniosło się, zbielało, a oni jeszcze modlili się. Światło walczyło z niknącą ciemnością, przenikało poranne mgły, a ziemia jakby złotem oblana, powoli obnażała swoje kształty.
Klucz skrzypnął we drzwiach a na dziedzińcu widzę zgromadzonych żołnierzy — czas więc w drogę. Na dziedzińcu żołnierze ustawili aresztantów w szeregi, powiązali ręce łańcuchami, porachowali, otoczyli bagnetami i już idziemy. Litościwy tutejszy oficer nie kazał prowadzić nas w kurzu środkiem drogi, lecz trawnikiem obok drogi, gdzie w dwa rzędy rosnące brzozy, gadając z porannym wiatrem, osłaniały nas przed skwarnem słońcem. Wonne i świeże powietrze, murawa pod nogami, wszystko nam sprzyja i pomaga do chodu. Pola okryte są zbożem na pniu, stogami,