Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Brnąc po zimnem błocie przyszedłem razem z rekrutami do wielkiego murowanego więzienia, przed którem aresztanci ubrani w nowe buty i płaszcze stali w szeregu gotowi do pochodu; oficer ten sam, który nas do Permu prowadził, rozkazał moje ręce ściągnąć łańcuchem, a ponieważ nie było więcej łańcuchów, więc któregoś aresztanta, idącego na osiedlenie, kazał odczepić a mnie przykuć na jego miejsce; nie dość na tem, rozkazał jeszcze przynieść kajdany na nogi i prowadzić mnie ze skrępowanemi rękami i nogami. Nie wiem, czy rzeczywiście nie mieli kajdan, czy też podoficer oburzony surowym rozkazem udał, że ich niema, dosyć, że powiedział oficerowi, iż ani jednych kajdan niema w składzie, że te jakie były zostały użyte do okucia tych, co idą do robót. Czasu na zrobienie nowych kajdan nie było, bo wszyscy gotowi byli do pochodu, musiał więc oficer zgodzić się pomimo woli na to, ażebym szedł bez kajdan przykuty tylko do łańcucha.
Poszliśmy; dzień był zimny i ponury, kamienie w błocie raziły moje bose nogi, głód mi dokuczał; okolica wzgórzysta pokryta świerkowym lasem, smutna, deszczem zmoczona odpowiada mojemu usposobieniu.
Wieczorem przybyliśmy do wsi Tasiemki; ludność jej tatarska na głos muezina zwołującego na modlitwę almagryb, zwracała się w stronę meczetu. (Almagryb nazywa się modlitwa przy zachodzie słońca.)
Przybyliśmy na etap; żołnierze nie zdążyli jeszcze wszystkich od łańcuchów odczepić, a już dwóch aresztantów zdążono obnażyć, powalić na ziemię i siec ich rózgami za to, że w drodze wysunęli rękę z obrączki, do której łańcuch jest przyczepiony; jęcząc prosili o łaskę i tłumaczyli się, że obrączki były za duże, że im same z rąk spadały, lecz to nic nie pomogło, zostali ochłostani. Nazajutrz doszliśmy do wsi Janicze, położonej pod łańcuchem lesistych pagórków. Dniówka w Janiczach odznaczyła się hałasem i wrzawą narad, wybierano bowiem podstarostę niby dla pomocy, a rzeczywiście dla kontrolowania starosty; jedni krzykami i pięścią popierali swojego kandydata, inni zaś w podobny sposób urząd ten chcieli swojemu kandydatowi powierzyć. Po długich swarach wybrali Bondarenkę, człowieka umiejącego na-