Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ucieczki oczy mu się zaćmiły i wpadł kilka razy w cierniowe krzaki, płaszcz zaczepił się i zatrzymał go w pędzie; sądził, że go złapali, krzyknął, zwrócił się twarzą, nikogo za nim nie było; zostawił więc płaszcz w krzakach a sam poleciał dalej. Biegł jak opętany, serce mu truchlało, drżało i gnało coraz dalej; szerokie spodnie rekruckie przeszkadzały mu w biegu, poplątały nogi i biedny upadł jak długi na ziemię, głową uderzył o pień i zakrwawił czoło — zrzucił więc zdradzieckie spodnie i dalej poleciał w jednej tylko koszuli.
Zmierzchło się, bór podlaski szeroki i długi, światła nigdzie nie widać, nigdzie drogi, któraby go zaprowadziła do miłosiernych i gościnnych ludzi; zmęczony i spocony usiadł pod drzewem dla wypoczynku, ale chłód jesienny przenikał go coraz bardziej; niedługo więc wypoczywał, serce mu rwało się do swoich, strach go podnosił i leciał dalej, nocą, w lesie, w jednej koszuli. Gwałtowna i natężona ucieczka zupełnie go osłabiła, ustawał coraz bardziej, aż wreszcie bezsilny musiał usiąść pod krzakiem, ażeby nabrać mocy do dalszej ucieczki. Ledwo usiadł, sen mu oczy zmrużył i zasnął mocno; zaczęło świtać, psy za borem oznajmiły wieś, ale zagonowiec przez sen je tylko słyszał i nie obudził się.
Słońce już wstało i ukazało drogę tuż obok sennego, przez bór wiodącą; na drodze tentent koni, wóz, ludzie, niebezpieczeństwo — w tej chwili sen zwodniczy przedstawił mu dom, żonę, dzieci, jego ściany, jego krowy i jego samego zajętego gospodarstwem. Wóz się zbliżał ku krzakowi, nadjechał wreszcie; jadący przypadkowo spojrzał na lewo i zdziwiony widokiem śpiącego człowieka w jednej koszuli na chłodzie jesiennym, zatrzymał konie i z furmanem poszedł ku krzakowi.
Podróżny z początku miał go za martwego, ale po lekkim oddechu przekonał się, że żyje; stempel skarbowy na koszuli i ostrzyżona głowa wprowadziły go na domysł, że człowiek ten musi być zbiegiem; kazał więc furmanowi związać śpiącego. Zagrodowiec poruszony obudził się nakoniec, wytrzeszczył zestraszone oczy ze snu i ze strachu nie umiał się bronić i pozwolił sobie ręce skrępować. «Ach! to ty, psia