jakby były pokropione wonnym olejkiem i kwitną, a jak ładnie! ptaki w powietrzu się gonią, śpiewają, wesołe i radosne z Bożego słońca i życia, które wonią, barwą, kwieciem, ruchem podniosło się na ziemi i nad ziemią. Długo niewidziałem tych piękności — i jakże mi tęskno było za niemi? w więzieniu byłbym połowę krwi swej oddał za pokazanie mi cudów natury; gdym zobaczył kawał obłoku przez szybę zamalowaną, tom go witał jak zesłanie lub gościa wesołej myśli! Lubuje się też dzisiaj moje oko, kąpie w zieloności, unosi się jakby nad niewidzianemi nigdy cudami, a dusza się raduje i czuje nieskończoną moc swoją. Czemuż jednak moja radość jest smutna? co ją psuje? czemu pozwala się psuć? Drzewa przyczepione do swojej ziemi, porzucą ją wraz z życiem, ptastwo weseli się w powietrzu, bo jest wolne i na drugi rok znowuż będzie bujało pod tem samem niebem, nad temi samemi polami, wodami i borami, — ja zaś na drugi rok nie będę widział swojej ziemi, nie będę oddychał swojem powietrzem — to chociaż cieszę się patrząc na piękne oblicze ziemi, ale smutnie się cieszę, jak przy pożegnaniu, — serce zbolałe i wymęczone odświeża się świeżem powietrzem, młodą roślinnością, ale przytem tęskno się rozrzewnia. Poleciałbym na to błonie — och! jak szalony przycisnąłbym się do murawy, napił powietrza; podnoszę się, idę... ale za mną straż, — siadłem więc znowu i chociaż pełną piersią oddychałem, ale mi było ciężko. Słońce zniżone ku ziemi pozwala patrzeć na siebie, promienie ukośnie rozrzuciło między igły sosnowe, — chmury i chmurki białe i szare ozłociły się, uczerwieniły, — pasy fioletowego, pomarańczowego światła umalowały niebiosa, — na ziemi ptastwo ogólnym krzykiem zaśpiewało, woń ziół i drzew mocniej buchnęła w powietrze! W kościołku ubogiego miasteczka dzwonią na Anioł Pański, — jak dźwięczny i giętki głos dzwonka, dzwoni mi w sercu, wyprowadza z niego melodyą, ciche, tęskne uczucia i łączy z ogólną harmonią wieczora, która i Bogu musi się podobać, bo ją tak ładnie stworzył.
Darujcie mi te uniesienia i smutki, darujcie więźniowi rozkoszowanie się w naturze i te wszystkie jego łzy — nie
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/26
Wygląd
Ta strona została skorygowana.