Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mohbere Dowleh kilka razy do roku przyjmuje u siebie mężczyzn z kolonii dyplomatycznej i profesorów kollegium. Kobiet jakoś nigdy nie zaprasza. Nie wiem, czy sympatyi dla męża, którego staruszek bardzo lubi, czy też naszym dobrym z całym ich domem stosunkom zawdzięczam zrobienie dla mnie wyjątku i wydanie specyalnego na mą cześć obiadu, który zresztą w niczem nie różni się od wszystkich przyjęć Europejczyków i obiadów u dygnitarzy perskich, na których poprzednio asystowałam. Nakrycia eleganckie, kuchnia wykwintna, wytworne wina; są też i sorbety, lecz nikt ich nie pije, oprócz samego ministra, wyrozumiałego na wszelkie inowacye, lecz wiernie obserwującego dawne obyczaje.
Przypominam sobie pierwszy nasz obiad u konsula w Trebizondzie i za cały napój karafki napełnione słodkim płynem! Jeść baranie kotlety, lub siekaninkę z ostrym sosem i popijać to sorbetem! Na szczęście w Teheranie nawet Persi nie wymagają od Europejczyków takich poświęceń. Raczą nas tylko, jako próbkami perskich przysmaków, niezliczoną ilością przedobiadowych zakąsek: grochu, migdałów, orzechów, pistacyi i wszelkich możebnych ziarneczek, suszonych w piecu i obsypanych solą.

Spożywałam już tego dużo i zasmakowałam w tem bardzo w drodze z Tebrysu do Teheranu. Persowie popijają to zwykle czystem „raki[1]”.

  1. Wódka ryżowa.