Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnem, a w wioseune dni deszczów, trwających do dwóch tygodni, zamienia się w jednę rozlewną kałużę, po której niepodobna chodzić pieszo.
Na szczęście dla ludzi, nie posiadających własnego powozu, istnieją tu dorożki, opłakane wprawdzie gruchoty, drogie przytem niemiłosiernie, ale umożliwiające przynajmniej jako tako komunikacyę. Dorożki należą do prywatnego przedsiębiorcy, Belga.
Belgowie nie ograniczyli się na obdarzeniu miasta tem dobrodziejstwem. Im również zawdzięcza Teheran kolej: maleńką, na kilkunastu kilomemetrach wyciągniętą linię, prowadzącą do słynnego meczetu „Szah-Abdulasim,” celu wędrówki pobożnych tłumów. Podburzana przez fanatycznych mułów gawiedź porozbijała pierwsze wagony i lokomotywę, zabito maszynistę. Z czasem niechęć ostygła; kolej mogłaby funkcyonować z prawdziwem powodzeniem, ale jedyne cztery lokomotywy, sprowadzone z Europy, zepsute są najcałkowiciej. Udało mi się jednak odbyć wycieczkę do Szah-Abdulasim za życia ostatniej z lokomotyw.
Otwarte, letnie wagony przepełnione były seidami[1] i mułłami.

Do towarzystwa belgijskiego należą też tramwaje, przerzynające kilka ulic; biedniejsi Persowie

  1. Seid — potomek proroka, mułła — zwyczajny duchowny.