Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sądziłam, że podróż dalsza odbędzie się w wygodniejszych niż poprzednio warunkach. Omyliłam się jednak okrutnie. O produkty życiowe łatwo wprawdzie: codzień jadamy kury i rozpływające się w ustach niezrównane melony; jajka sprzedają za bezcen. Lecz droga usiana rowami, dołami, zsypami kamieni, a noclegi wiele pozostawiają do życzenia.
Dwukrotnie zatrzymujemy się na noc w nawpół rozwalonych olbrzymich karawanserajach, budowanych za czasów szacha Abbas'a[1]. Ściany gmachów układane są z drobnych cegieł, mury potężne. Lecz drzwi powybijane, okna nie istnieją, ognia rozpalić niepodobna.

Takie ruiny karawanserajów spotykamy często, codzień prawie. Kolosalne rozmiary i ilość tych gościnnych dworów karawan świadczą, jak szerokie pulsowało tu życie za czasów szacha, z którego imieniem związane są wspomnienia chwały i świetności Iranu. Handel zamienny Wschodu kwitł wtedy w całej pełni. Setki i tysiące wielbłądów, koni, mułów, ciągnęły temi szlakami i wypoczywały w tych serajach. Teraz wszędzie pustka, walące się w gruzy wiekowe mury, cisza śmierci i rozkład. Bezpłodna i jałowa pustynia ściele się tam, gdzie stały gaje i ogrody, zieleniły się żyzne pola. Wyschłe, zapuszczone kanały, czernieją otwartą paszczą kanotów. Najtrudniejszym do przebycia punktem tej

  1. Abbas Wielki — znakomity administrator i wojownik (1557—1628).