Strona:Pod lipą.djvu/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szne łkanie, które wstrząsa sklepienie kościółka bije o ściany jak gromu uderzenie.
Wchodzi wojsko.
Kapłana wloką, lud wypędzają kolbami, krwawią, kaleczą, organy wyrywają, wynoszą, światła gaszą... Boga w Hostyi ukrytego znieważają...
Wypchnięty, wywleczony, wpół żywy lud biedny, rzuca się jeszcze do dzwonów, poczyna wstrząsać niemi, bije o krawędzie sercem raz po raz i rzuca światu, borom, polom, całej Polsce, Europie całej, rzuca wielką, ostatnią pieśń skargi narodu, krzywdzonego i deptanego bez winy...
Ostatnia pieśń!...
Brzmiała na Litwie w r. 1868 w Citowianach, w noc Bożego Narodzenia.
Czy jedna tylko?...
Jak całe Podlasie i Litwa, tak podobnych pieśni było tyle, ile kościołów wróg zabierał, ile cerkwi prawosławnych stwarzał.
I pieśń ta brzmi jeszcze dziś i dziś jeszcze chodzi ona jak sierota najuboższa polami, lasami, łzami oblicza ryje, bolem serca gryzie, skargą w niebo bije, bo nie nastrojono lutni na weselny ton i nie rozplątano krzywd strasznych melodyi...
Są pieśni jak grobowce smętne, jak rozpacz czarne, jak ból ciężkie...
Tylko ich słuchać nie wszyscy umieją, tylko zatkawszy uszy, niejedni o nich wiedzieć nie chcą...
A wtedy pieśń ku wielkiej radości i chwale z ziemi bolu i męczeństw ku niebu uderzy, kiedy