Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak kłosy, pośród kłosów,
wpatrzeni w górę, stajem...
I nowym nam rozstajem:
szmat ziemi a niebiosów.
Więc uczym się dokoła
od zboża, w jaki sposób
cielesność naszych osób
przerobić na Anioła.

Z początku nas pomyli
patrzące, jak my, w niebo,
niegnące się nad glebą,
wśród plonu, co się chyli —
wyniosłe pustokłosie,
nie lepsze od kąkolu...
Lecz na tem samem polu,
w tej samej rosną rosie
ziarenne źdźbła pochylne
(a nie sterczące pychą)
i mówią do nas cicho
w te słowa nieomylne:
„Napróżno wzwyż się garnie
„gardzący ziemską glebą —
„by rosnąć prosto w niebo,
„wpierw nagiąć się trza w ziarnie“.

...Słyszymy śpiew skowrończy
i, patrząc w ziemię, stajem...
I widzim, że rozstajem
cudownym świat się kończy.