Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Znajome oczu mych i rąk,
dalekie me znajome,
niepamięć lgnącą wkoło was
odwijam, jakby słomę
z wysmukłych krzewów białych róż
i krwawych róż na wiosnę...
I słowa moje smutne są,
tęskniące i miłosne.

Znajome oczu mych i ust,
złocisto-srebrne widma...
znów widzę was, lecz serce dziś
przedziwny jakiś wstyd ma,
choć nie jesteście wcale już
o kwiat swych ciał zazdrosne,
jak niegdyś, kiedym zmyślał wam
przysięgi swe miłosne.

Przylećcie wszystkie do mnie wraz
i weźcie się za ręce
i, krążąc wkoło, mówcie mi:
czem dusze są dziewczęce,
że rozkwitają we mnie wciąż,
choć w ziemię, jak głaz rosnę?
Znajome ust mych, niegdyś tak
o usta swe zazdrosne!...