Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chcą mię dokoła okrążyć,
w panieński korowód wpleść,
gąstwią gałązek owstążyć
i z sobą ku wiośnie nieść.

Lecz słyszę:... inaczej śpiewa
już słowik; bo każdy dźwięk
pęcznieje jakby, dojrzewa,
zjagodza się w słodki pęk. —
Soczysty strząs jagód-troli,
wezbrany sokami słońc,
do stóp mych wśród traw się ścieli,
jak wiśnie dojrzałe, lśniąc.
— Chciałbym być nagą dziewczyną!...
Niech ciało z atłasów mam,
aby te wiśnie, jak wino,
zbroczyły mnie w szkarłat plam.
By wonne gorzkim migdałem
pestki, okrągłe jak śrót, —
do ust mych muśnięciem białem
dotknęły, jak zębów cud!...
...Już drzewa zagasły dołem,
złoci się jeno ich wierzch. —
Błękitno-szarym popiołem
na świat posypał się zmierzch.
Subtelna sadza pomroku
czerniawą ścieli się mgłą
i czepia się rzęsy w oku,
jak ćmiące, łzawliwe źdźbło.