Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Coś się ruszy — coś tam zaszeleści;
To znów słychać rżenie, lub chrapanie,
Głosy dzikiéj nieludzkiej boleści;
Coś upadnie, coś ze ziemi wstanie, —
A szmer każdy w nocnéj ciszy rośnie,
Olbrzymieje trwogą, wstrętem, bolem,
I w powietrzu jęczy wciąż żałośnie
Nad krwawém polem.

Czasem ptaki załopoczą skrzydłem
I na ziemię w pobliżu przypadną,
Żerowaniem zajęte obrzydłem...
On się wstrząsa przed wizyą szkaradną;
Choć odważny, a przecież się lęka,
Że niedługo, może już nie zdoła
Spędzić ptactwo — nieruchoma ręka
Z martwego czoła.

Mgła mu oczy powoli zasłania...
On sam nie wie: czy to rosa ścieka
Po źrenicach? czy też mrok konania
W noc go cichą na zaważę obleka?
Lecz, że życie boleścią się mierzy,
A w swych piersiach czuje bólu żmiję,
Mimo cieniu grobowego wierzy,
Że jeszcze żyje!