Natenczas miłość stała się podobną
Do nienawiści smutnéj i posępnéj,
I przeklinałem tę rzeszę żałobną
I pogardzałem niemi — sam występny...
I mścić się chciałem za gorycz zawodu,
Żem nie mógł kochać jak dawniej, za młodu.
Tak więc w mej duszy zburzonym kościele
Została straszna pustka i samotność;
Sam jako nędzarz zostałem w popiele
I własną badać zacząłem przewrotność,
I wszystko w sobie znalazłem to samo,
Co mi się zdało być u drugich plamą.
Wszystkie pragnienia nędzne, brudne, liche,
Co kłamią tylko pozór wyższéj cnoty,
Olbrzymią nicość i olbrzymią pychę
Znalazłem na dnie swéj własnéj istoty, —
I tak swe serce rozpoznawszy chore,
Straciłem w sobie ostatnią podporę.
Lecz ta upadku właśnie ostateczność,
Co mnie w bezdennej pogrążyła nocy,
Dała mi poznać wszechwładną konieczność
Wyższej a razem nieskończonéj mocy —
I moja rozpacz szalona i trwoga
Świadczyła jeszcze o potędze Boga.
Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/169
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.