Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młodość, tak w siłę i powab obfita,
Nieśmiertelnością z bóstwami się dzieli;
Poezya życia pięknością zakwita
W melodyach pieśni i posągów bieli;
I starość nawet, choć dni swoich syta,
Wieczornym blaskiem jeszcze się weseli,
Przez marmurowe portyków kolumny
Nowych zwycięzców śledząc pochód dumny.

Każdy znajduje szczęście, choć nie szuka,
I słodkim wdziękiem życia się napawa;
Mędrcom nie chmurzy czoła ich nauka,
I bohaterom nie cięży ich sława;
A choć niedola do grodów zapuka,
Choć na kraj spadnie jaka klęska krwawa…
Nikt nie narzeka — lecz wszyscy się zbroją,
Idąc z pogodą pełnić służbę swoją.

Więc gdy porównam tę słoneczność ducha,
Z jaką przez ziemię niegdyś szli szczęśliwi,
Do nocy, która otacza nas głucha,
Do tej goryczy, co nam usta krzywi
I z serca krzykiem rozpaczy wybucha —
Ta nagła zmiana straszy mnie i dziwi,
I nie wiem, czemu teraz mrok osłania
Ziemskich jutrzenek promienne świtania?