Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Makary. Potrzebuję... długiego... Czuję, że śmierć przecina już ostatnie nici życia... Widzę ich, z wysoka lecą ku mnie dwa białe anioły... już są niedaleko... już słyszę szum ich skrzydeł... już są... pieszczą mnie. Dzieci drogie, moje, moje!... Nikt mi ich nie odbierze, ani ziemia, ani ogień, ani źli ludzie... Zaraz odlecę z wami... Ale Regina? Aureli... Regina? Nie unoście mnie, bo ona sama została. Aureli... Regina, Regina!
Regina. Ojcze, jestem przy tobie... oprzej głowę na mojem ręku... zaśnij kochany...
Makary. Jesteś — a oni? Dzieci moje... Są... są... Jesteśmy wszyscy razem... Ach! (umiera).
Regina. Skonał! Ci, którym szlachetnie służyłeś, otruli cię, a tych, których kochałeś nie spotkasz. Przebacz mi czcigodny męczenniku to kłamstwo, którem ci ulżyłam rozstanie ze światem. Opuściłeś go bez przekleństwa i poszedłeś w wieczność bez rozpaczy. Niech tylko ja umrę, patrząc w potworne oblicze prawdy... (Wchodzi Wanika).


SCENA IX.
Regina i Wanika.

Wanika. Ten człowiek jest łotrem... Śmiał się i uciekł. Kiedy go dogoniłam i jeszcze pytałam o Tipu-Tipa, powiedział mi: »Dopóki ojciec Makary żyje, żaden murzyn nie odważy się napaść waszego domu z oba-