Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
SCENA V.
Ciż, Regina i Gala.

Regina. (rzucając się w objęcia Makarego). Ojcze mój!... (Przez chwilę milczą w uścisku).
Makary. Dobrze zrobiłaś, dobrze, żeś przyjechała, może nam lżej będzie dźwigać razem ciężar boleści. Patrzę ci w oczy i szukam w nich odbicia jego obrazu — nie ma!
Regina. Ale w twojej twarzy, ojcze, go widzę. Jakże wy do siebie podobni.
Makary. Czemuż Bóg się nie omylił i mnie za niego nie wziął. Każdem westchnieniem żebrzę śmierci — odmawia. Jeszcze się nie pomścił.
Regina. Nie, ojcze drogi, nie rzucaj obwinień w niebo, bo one zawsze spadają na ziemię.
Makary. Mądrzejsza jesteś ode mnie, rozum mi się zestarzał, oślepł, ani dojść do odległych przyczyn złego, ani ich dojrzeć już nie może. Wszystko jedno — tak czy inaczej — dzieci nie mam. Cecylia przynajmniej istnieje w grobie, ale o Aurelim już nawet natura zapomniała.
Regina. Jego dusza nieśmiertelna.
Makary. Ty wierzysz w nieśmiertelność dusz?
Regina. Tak.
Makary. Dobrze moje dziecię — to lżej. (Do Gali). Przepraszam cię dzielny chłopcze, zapomniałem o to-