Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a z zapałem o swobodzie, nie powinieneś o to pytać. Ale jeśli nie rozumiesz mego posłannictwa, to je wytłomaczę: przyjechałem tu, ażeby skromnem światełkiem mojego umysłu i sumienia rozjaśniać ciemne drogi życia tym półdzikim biedakom, ażeby być ich krzewicielem wiedzy i cnoty, opiekunem i dobroczyńcą. Jam apostoł, a wy mnie chcecie zrobić ogarem zdobywczej obławy, przewodnikiem najazdu, trucizną strzały, którą wypuszczacie ze swego łuku w piersi tego ludu! Jeśli pan, jak ja, przechowasz swoją duszę w czystości do sędziwego wieku, to jej przed grobem nie unurzasz w błocie.
André. Wszystko to bardzo piękne, wielebny ojcze, ale w takim razie nie należało brać pieniędzy od rządu francuskiego.
Makary. Myślałem, że Francya dała mi je dla celów cywilizacyjnych, dla oświecania i uszczęśliwienia tych ludzi, z których korzysta.
André. Niestety, na takie zbytki pozwalać ona sobie nie może. Za wielu posiada u siebie nieukształconych i nieszczęśliwych, ażeby miała swe środki poświęcać mieszkańcom Madagaskaru. Byłaby to czułostkowość dziecinna.
Makary. Piękniejsza od tego samolubstwa, które przede mną obnażyłeś, a które mnie zgrozą przejmuje. Nie będę jednak zalecał panu mojego upodobania, tylko powtarzam, że wyznaczonej mi roli nie przyj-