Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzieci moje, któremi zgrzeszyłem przeciw woli Twojej, starłeś w gniewie jako zmazę z oblicza ziemi. Więcej już nie mam ani złego, ani dobrego... Rozbij tę skorupę, z której życie wycieka, jak woda z popękanego naczynia... Nie mogę od Ciebie wybłagać skonu? Więc jeżeli nie chcesz odprawić sługi Twego, okaż mu łaskę i nie ugódź powtórnie piorunem tej, która mi jak odblask po dwu zdmuchniętych przez Ciebie światłach pozostała... Przecież ona tak czysta, że duszą swoją nie zaćmiłaby źrenicy oka Twego, że gdybyś jej do ramion przypiął skrzydła, godną byłaby między aniołami stanąć na stopniach tronu nieba. Panie bądź miłosiernym, jeśli to Bogu przystoi... (Zamyśla się). Żaden głos nie odpowiada... Czyżby litość była tylko cnotą ludzką? Czyż ja moją prośbę rzucam w bezdenną otchłań próżni? Ukrzyżowany tak samo daremnie błagał... Krzyż był, krzyż jest i będzie, na krzyżu rozpięta boskość człowieka, więc do niego się modlę i na nim konam...
Dżak (wchodzi). Ojcze... (Zbliża się do klęczącego Makarego). Ojcze... widać okręt...
Makary (drgnąwszy). Przyjechała! Podeprzyj mnie, bo osłabłem... chodźmy do portu. Regina jest przy mnie! (Staje wzruszony). Boże, choćby ci miłą była, nie odbierz mi jej, bo ona jest drogą dla mnie pamiątką po moim synu, który na nią nigdy nie spojrzał bez miłości (do Dżaka). Miałeś dzieci?