Przejdź do zawartości

Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Morski. On tylko słaby, ale dobrotliwy: nie wyganiaj go pan, bo nie masz za wielu przyjaciół (odchodzi — Justyn zbliża się).


SCENA III.
Ciż i Justyn.

Wiszar. Pan zapewne nabyłeś jakiś mój weksel, ażeby mieć prawo tu przyjść? Niezadługo będę w kantorze — proszę tam poczekać. (Justyn milczy). Tam również Ceder czeka — nie będziesz pan się nudził. Do widzenia się... (odchodzi).
Justyn. Panie Wiszar.
Wiszar. Interesy załatwiam w kantorze.
Justyn. Gdyby pańska żona tu była, powiedziałaby, że pan wprzód powinieneś mnie wysłuchać, nim obrazisz.
Wiszar. Moja żona powiedziała mi, ażebym drzwi naszego domu przed panem zamknął.
Justyn. Dziś otworzyłaby je sama.
Wiszar. Czego pan ode mnie żądać możesz?
Justyn. Uczciwości, której pan wymagasz od mojego ojca.
Wiszar. Pański ojciec jest niegodziwcem.
Justyn. Skoro to słowo padło, niech leży górą między panem a moim ojcem, ale niech nie będzie kamieniem, którym pan rzucasz na mnie. Bo ja przychodzę pana ostrzedz, że stoisz nad przepaścią.