Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiszar. No, zrozumiałem potęgę Kreislera, prawność społeczeństwa i wszystko, co mi pan wyłożyłeś. Ha, ha, ha, czy jeszcze nie dosyć pojętności?
Morski. Weksle należy pokryć dziś, gdyż jutro będą zaprotestowane, co uszczupliłoby nam kredyt już i tak ograniczony, dzięki intrygom Kreislera.
Wiszar. Jeszcze Kreisler! Panie kochany, błagam cię, nie wspominaj mi nazwiska tego łotra, jeżeli nie chcesz, ażeby on od dziś przestał hańbić ziemię swojem na niej istnieniem! (po chwili — spokojniej). Gdybym miał cały ten kapitał, który mojej żonie zachowałem, wykupiłbym weksle i wyrównał niedobory; ale zdałbym ją bez ratunku na wolę losu, który dla niej nigdy ojcem nie był, a nadewszystko musiałbym jej odsłonić nasze niepowodzenia, które zakryć bym pragnął. Ona ich się tak nie spodziewa, ona tak marzy... Kochanko moja, więc ja mam zgasić to światło, którego promieniami oczy twoje błyszczą... Straszna konieczność... Czy robotnicy wiedzą, że obliczenie wykazało straty, że nic nie dostaną?
Morski. Wspomniałem niektórym, ale rozśmieli się... Zresztą do mózgu większości trudno się dobrać, bo albo łby twarde, albo na dzisiejszą uroczystość wódką zalane. Ktoś w nich wmówił, że osiągnęliśmy olbrzymie dochody. Tak dalece spodziewają się obfitej zdobyczy, że już posprzedawali swe udziały za wysokie pożyczki lichwiarzom, którzy z niepojętą dla mnie ufnością dają im pieniądze.