Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiszar. Co przyrzekłem — dotrzymam.
Morski. Jaką więc mam z nimi zawrzeć umowę?
Wiszar. W fabrykę tę wkładam prawie cały mój i mojej żony majątek. Za to i za pracę chcę otrzymywać tylko 5 procent, resztę zaś zysków podzielić między robotników według ich uzdolnień i zasług.
Morski. Dopóki będą zyski: a jeśli wynikną straty?
Wiszar. Nie spodziewam się.
Morski. Nawet zegarek staje i psuje się, a cóż dopiero przedsięwzięcie zależne od tylu nieprzewidzianych wypadków, jak wyrób papieru. Nadto powinniśmy być przygotowani do walki ze współzawodnikami, którzy nie będą przebierali w środkach.
Wiszar. Pokonamy ich dobrocią towaru i szczęściem naszych robotników.
Morski. Dobroć towaru nie zawsze w przemyśle zwycięża, a co do szczęścia robotników, będzie ono rosło kosztem fabryki. Niech mi pan daruje szczerość, ale w planie pańskim więcej widzę fantastycznej poezyi, niż trzeźwej rachuby.
Wiszar. A pan jakże radzisz?
Morski. Zgodzić robotników na zasadach powszechnych, wynagrodzić sprawiedliwie, dbać o ich dobrobyt, z zysku zasilać ich kasę oszczędności, ale nigdy nie dopuszczać ich do żadnego wspólnictwa nawet w dochodach. To byłoby pieczeniem kartofli na beczce z prochem. W dwudziestoletniem doświadczeniu miałem sposobność tych ludzi poznać tu i za granicą; wszędzie