Przejdź do zawartości

Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pochłonąwszy ofiarę, nawet barwy nie zmieni. Jest to postrach dla uczciwości — drapieżna nielitość — bezwstyd w cnotę oprawiony. Ze swego występnego skarbca żywi pół tutejszej nędzy. Gdyby mogła, zburzyłaby to miasto i wybudowała inne, ażeby na jego bramach swoje osławione imię zapisać. Chcesz pan zostać ogryzioną kością, wzgardliwie rzuconą resztką z jej rozpustnego stołu, chcesz tułać się po świecie ścigany widmami własnej rozpaczy i śmiechami cudzego szyderstwa, chcesz widzieć, jak byś wyglądał obłąkanym trupem — to rzuć się w jej objęcia!
Aureli. Ojcze, czy ty się bardzo nie mylisz...
Makary. Czy ja się nie mylę? (słychać pukanie — Makary spogląda na zegar). To ona — chce się dziś spowiadać. Wejdź pan do tej celi... (z dzikim naciskiem) i nie wyrzucaj z uszu, jeśli jakie słowo do nich wpadnie.
Aureli (wchodząc do celi). Ona?... spowiadać się będzie?


SCENA III.
Makary, Regina później Aureli.

Makary (sam). Ona mnie ze swego domu wypędzić mogła a ja ją w moim przyjąć muszę!... Szatan w jej ciele nie śmiałby przyjść do mnie po rozgrzeszenie!... (głośniej Jestem!
Regina (wszedłszy czarno ubrana). Dziękuję księdzu za niedmówienie mojej prośbie...