Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chrzcił prorok, byłby cię niezawodnie nazwał: qui pro quo.
Melania (milcząc patrzy na niego).
Ksawery. Czy pani przegrawszy cały los na mnie, przyszłaś tu może wziąć na loteryę, próbując z Reginą szczęścia do spółki?
Melania. Nie, już znam uczciwość loteryi, na której cały los przegrałam.
Ksawery (siadając). Bogini szczęścia, moja pani, nikomu łask swych nie darowywa, ale je wydzierżawia, a że jej kontrakt z panią przed kilku miesiącami się skończył...
Melania. I twój chyba równocześnie, bo przed chwilą widziałam, że musisz w deszcz pieszo chodzić.
Ksawery. Czy pani już wyszłaś ze stosunków z panami, że o tej godności dla mnie zapominasz? Nie zatracaj pani w swoim języku tego słówka, bo ono nawet dziś przydać ci się może jako kosmetyk dla podobania się lepszym gustom i jako pamiątka lepszych czasów.
Melania. Mówiono mi tu, że pan po stracie źle zrozumianych łask Reginy każdemu bajronicznie śpiewasz na temat lepszych gustów i lepszych czasów.
Ksawery. Powiedzieć to mogła tylko jej garderobiana, która pewnie z litości przygotowała pani tę nowinę na antimiłosne lekarstwo.
Melania. Przeciwnie, mówiła mi o tem sama Regina, a nawet gdy jadąc z nią i widząc pana zmokniętego,