Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oszczędniejszym, żebyś nie potrzebował, jak ja, przedwcześnie być skąpym.
Astjos. Mam jeszcze dużo czasu, w którym mogę być rozrzutnym. Co dziś robimy? Już okręt z Orlą zniknął — jesteś swobodnym.
Heron. Dziś nie podoba mi się ta swoboda. Czuję jakiś ochwat.
Astjos. Nie poznaję cię, mój szwagrze. Skrzypisz, jak wóz nienasmarowany. Pamiętaj, że przyjechałem po to, ażeby się bawić i liczyłem, że ty mi pomożesz.
Heron. Niech tak będzie! Bierz licho żale! Alboż to ja komin, w którym byle wiatr jęczeć może! O ile pamiętam, nigdy w życiu nie płakałem, więc już uczyć się tego nie będę.
Astjos. Tak, to co innego.
Heron. Jeżeli nawet Orla mnie opuści, to ja jej pokażę, że jeszcze ładne kobiety mijać Herona nie będą.
Astjos. Naturalnie!
Heron. Tarlon! Tarlon! Hej! Nie mówiłem ci, że i ten wyzwoleniec posłał za nią duszę. Utopił oczy w morzu i stoi głuchy, jak słup do przywiązywania łodzi. Tarlon! Nie słyszy. Wreszcie niewolnica go obudziła. Tarlon!
Tarlon. Jestem.
Heron. Dwa konie z jednym niewolnikiem tu dla nas zostaną. Ty wracaj do domu.
Tarlon. A Ega?
Heron (do Astjosa). Czy chcesz ją zatrzymać?