Heron. Pokażże mi raz ten zbiór, którym tak się przechwalasz.
Astjos uchylił tunikę, pod którą na gołem ciele nosił dwa sznury paciorek, przewieszone skośnie przez ramię piersi.
Rozmaitość wielka — tylko troszkę za dużo drewnianych.
Astjos. No, mój drogi, trudno, ażeby dla mnie rodziły się tylko owoce z cienką wełną, zwłaszcza że te, od których dostałem kulki drewniane, były nieraz więcej warte od tych, które mi ofiarowały złote. Jedna niewolnica, którą dostrzegłem u Kripona, warta bogini! Dawałem mu za nią pięć wołów — nie chciał. Zresztą, jak widzisz, są tu i perły od pięknych pań.
Heron. Więc każda musi dać ci taką pamiątkę?
Astjos. Każda, bo wszystkim przyrzekam, że pod tym tylko warunkiem będę im wierny.
Heron. A sam nie nawłóczysz sobie paciorek dla zwiększenia liczby?
Astjos. Za kogo ty mnie masz, Heronie! Na honor przysięgam, ani jednej! Cóż to, nie jestem dość ładny na to, ażeby mieć u kobiet wielkie powodzenie?
Rozpiął i zsunął do bioder tunikę.
Przypatrz się! Nawet śród Godonów jeszcze takie ręce, piersi i ramiona mają znaczenie.
Heron. Prawda, ale posłuchaj mojej życzliwej i doświadczonej rady — bądź w stosunkach z kobietami
Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/178
Wygląd
Ta strona została przepisana.