tylko ich białe płótna namiotów odbijały się jak stado mew na ciemnych falach nocy. Nareszcie od strony świątyni ukazała się wysoka postać, która stanęła przez chwilę zwrócona ku Arjosowi i znikła w gęstwinie mroków. Widocznie powiał od niej ku niemu przenikliwy chłód, bo Arjos otrzeźwił się z rozmarzenia i powiódł wzrokiem wokoło.) Naturo, chyba żaden dźwięk nie sprawia ci rozkoszniejszego drżenia nad to, które śpiewa dusza moja: Orla! Ha, z jakąż radością powtórzyły to imię niezliczone odgłosy! Już i jutrzenka, zbudzona tem hasłem, wybiegła wcześniej na niebo z zarumienioną od wesela twarzą. Niebawem i słońce wejdzie z promiennym uśmiechem.
Dom rady plemienia Mirów, zbudowany z kamienia i wzniesiony w środku osady na wzgórzu, był całkiem odkryty dla nieba, ażeby bogowie mogli bez przeszkody widzieć i słyszeć toczące się w nim rozprawy. Miał on tyle wejść, ile plemię liczyło rodzin, łącznie żyjących pod władzą i opieką najstarszych ojców, którzy stanowili radę królowej ludu, najstarszej w nim matki. Przez drzwi te weszli wczesnym rankiem uczestnicy wiecu, przybrani w długie, zielone płachty na nagich ciałach, do których należał również Tylon, i usiedli na prostych, drewnianych ławkach. Za nimi wkrótce przez osobne, najszersze podwoje, przyszła sędziwa matka i królowa Mirów, Mirolana, w otoczeniu kapłanów. W żółtej, powłoczystej szacie z twarzą stuletniem życiem zsuszoną, z oczami ociemniałemi szła niepewna i drżąca, podtrzymywana przez ka-