Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dar jego zdjąć zaraz. Dwaj chłopcy pójdą tam ze mną. Zapalcie pęczki chrustu, ażeby ogień odstraszył złe duchy i oświecił nam drogę. Nie może on jednak być wziętym z tlejących i pokalanych węgli przy chatach, lecz musi być wydobyty z drewien — świeży, czysty, żadnym użytkiem niesplamiony.
Dwaj młodzieńcy zaczęli trzeć gwałtownie wałki drewniane, z których po chwili rozszedł się dym, a następnie błysnął ogień. Zapalili dwie wiązki chrustu, kilka wzięli na zapas i poprowadzili Ilona ku „drzewu uczciwości”. Lud pozostał na miejscu i wytężonym wzrokiem śledził idących. W blasku pochodni widać było już tylko zdala siwą głowę Ilona i czarne jego towarzyszów. Coraz bardziej zanurzali się w wysokie trawy, niknęli za krzakami, pozostawiając jedynie jasną plamę na ciemno-srebrzystem tle nocy, w końcu stanęli przy drzewie.
Głosy. — Co to być może?
— Ilon dotknął.
— Zdejmuje, ogląda.
— Wracają.
— A skąd wiadomo, że bóg chce, ażeby to Ilon zabrał?
— On przecie wolę bogów rozumie.
— Jeżeli się pomylił...
— Mściwy bóg odetkałby górę i wylał na nas potok żaru.
— Za co na nas? Chyba tylko na kapłana, bo my niewinni.
— Już są niedaleko. Czy widzicie, co Ilon niesie?