Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ćwierci mięsa. Połowę tego zapasu niech zjedzą ci, którzy wyruszą w drogę.
Zmik. Alrunie, zapomniałeś o wróżbie? Chcesz ich, nasycić, ażeby obietnicy bogów nie spełnili? Popsujesz całe przedsięwzięcie...
Alrun. Więc musicie jeszcze przez ten dzień jeden wytrzymać głód. Za to skoro tylko wrócicie, przygotujemy wam ucztę. A potem poprowadzę was na długą wojnę, wymordujemy wszystkich ludzi, obedrzemy ich trupy ze wszystkich ozdób, zabierzemy im wszystką broń i żywność, będziemy brodzili we krwi, jak czaple w wodzie, będziemy chodzili obwieszeni od głów do stóp skalpami, jak stare dęby kępami mchu, będziemy tyle posiadali mięsa i kobiet, że bogowie zechcą zamienić się z nami na naszą szczęśliwą dolę. A teraz, moi chłopcy, prześpijcie się trochę, bo i słońce już łoże sobie ściele, ażebyście wstali, zanim pierwszy dzięcioł w drzewo zastuka.
Trzmiel. Kiedy słabe nogi nas nie doniosą tak daleko.
Wykrot. Arjosa się nie boimy, ale głód nas powali.
Wrzos. Daj cokolwiek jeść.
Alrun. Słyszeliście, co rzekł Zmik, który rozmawiał z bogami? Powiedzieli mu wyraźnie, że tylko głodni pochwycą Arjosa i Orlę. Ażeby ich gniew złagodzić i łaskę zjednać, wszyscy pościć będziemy aż do waszego powrotu.
Trzmiel. Ha, spróbujemy.