Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA XVIII.
Ciż, Teora, Leja, Filezya, później Perykles.

Aspazya (gorączkowo). Czy ja was uczyłam występku? Czy przeze mnie jesteście gorsze? Czy z ust moich spadł w dusze wasze jeden oddech zatruty?
Leja. Skąd te pytania?
Teora. Co się z tobą stało?
Filezya. Aspazyo, tyś chora.
Aspazya. Chora? Nie — na śmierć skazana.
Teora, Leja Filezya. Przez kogo?!
Aspazya. Nie lękajcie się — mam niepokonanego obrońcę. (wyjmuje z szafy sztylet i przyciska do piersi). Zacny dobroczyńco zrozpaczonych, mścicielu krzywd bezkarnych, najłaskawszy sędzio opuszczonych przez ludzi i prawo — ty mnie zbawisz!
Leja. Nie trzymajże nas w strasznej niepewności!
Aspazya. Jest to najdroższy dar, jaki otrzymałam od Peryklesa. Przyjaciółki kochane, jeśli umrę, wychowacie moje dzieci? (wchodzi Perykles, Aspazya chowa sztylet za tunikę).
Perykles. Sprawa będzie rozstrzygana przez przysięgłych za dni siedem. Do tego czasu jesteś wolna i możesz tajemnie z Aten wyjechać.
Aspazya. Wszyscy pierzchniemy jak stado gołębi przed krogulcem? Nie, Peryklesie, zwłaszcza że oprócz ciebie poręczyli za mną Sofokles i Protagoras. Na nich odpowiedzialności mojej zwalać nie mogę i nawet prześladowców moich nie oszukam.