Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeprosiwszy Aspazyę — że Tucydydes zagadnął mnie raz: ile Perykles zarobił na młodych kobietach, które wziął z sobą do Samos i sprzedawał dowódcom oddziałów? Naturalnie odpowiedziałem mu, że jako uczestnik tej wyprawy umiem ocenić, ile warta taka nędzna potwarz.
Perykles. Cóż to miały być za kobiety?
Sofokles. Chcesz znać całe łotrostwo? Wychowanki Aspazyi.
Aspazya. Plugawiec!
Sofokles. Takie paskudztwa trzeba wyrzucać nawet z pamięci.
Sokrates. I ja spotkałem wielu woniejących przeciw wam swoją duszącą głupotą, ale ten olejek ulatniał się zawsze i nie jest szkodliwy.
Protagoras. Wiem dokładnie, że u Kaliasa i Tucydydesa odbywają się narady arystokratów. Wczoraj syn twój, Peryklesie, mijając mnie na ulicy, stanął i chciał mi widocznie coś powiedzieć, ale wybąknął tylko: »niech mój ojciec strzeże się Hermiposa«. Próbowałem coś więcej z niego wydobyć, zanadto wszakże był...
Perykles. Pijany. Majaczył...
Aspazya. Zapewne Hermipos napisał komedyę.
Sofokles. Jest to jedyna zuchwałość, jaką on może popełnić.
Perykles. A więc coś przeciwko nam się lęże! Na dziś tyle mi wystarcza — wkrótce zajrzę głębiej w możnowładcze legowiska. Mam przeczucie, że w moim