Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swego ulubieńca, a przyjrzawszy się temu widokowi, kazał cię jeszcze raz pożegnać Aspazyo i wyjechał.
Sokrates. Może Fidyasz dotąd wolny. (wchodzi Perykles).

SCENA XV.
Ciż i Perykles, później Niewolnica.

Aspazya. Sam wracasz?
Perykles. Mówić niepodobna, kląć trzeba. Fidyasz uwięziony.
Aspazya. Nie przyjęto ani zastawu pieniężnego, ani poręczenia?
Perykles. Nie.
Aspazya. Więc ostrzą topór? Nic już nie znaczysz w Atenach, Peryklesie, kiedy ci odmówiono nawet takiego ustępstwa, jakie czynią dla zwykłego rabusia, który złożył kaucyę lub uzyskał opiekę trzech obywateli.
Perykles. Przeciwnicy nasi mają za sobą prawo, którego przecież zawiesić nie mogę i któremu sąd posłusznym być musi.
Aspazya. Wszakże prawo dozwala przed wyrokiem pozostawiać oskarżonych na swobodzie — a jednak Fidyasza nie uwolniono.
Sokrates. Zapewne chciano zapobiedz, ażeby nie uciekł, jak Anaksagoras.
Protagoras. To jedno, a powtóre ze zmianą ustaw nie zmienili się wszyscy ich wykonawcy: między