Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tnich lat pokruszyło się również mnóstwo starych wierzeń, na bankructwie arystokracyi ucierpiał także mitologiczny handel, którego spekulanci pewnie zaczęli uświadamiać ludowi, dokąd zaszedł i kto go do bezbożności prowadzi. Z tym gniewem tłumu igrać nie należy, spodziewam się wszakże, że Anaksagoras będzie jedynym kozłem ofiarnym.
Aspazya. I on by nim nie był, gdybyście podnosząc lud politycznie, podnosili go zarazem umysłowo. Posiadł on prawa, zdobył zamożność, ale pozostał ciemnym, niezdolnym was należycie zrozumieć, zawsze skłonnym do zwrócenia się przeciwko własnym mistrzom i dobroczyńcom.
Perykles. Ani na jedną chwilę Ateny nie złożyły w moje ręce władzy, która by mi pozwoliła w nich postęp przyspieszyć. Działałem wyłącznie mocą rad i starań, nie jako archont, nie jako członek areopagu, nie jako dostojnik państwa, ale jako pierwszy jego obywatel. Otóż zdawało mi się, że zrobiłem wszystko, czego siły prywatnego człowieka dokonać mogą. Tymczasem na schyłku życia, gdy już zacząłem marzyć o wdzięczności ziomków, a nie o nowych zasługach, wyrzuca mi niedołęstwo powiernica moich zamiarów, współuczestniczka moich prac, najukochańsza żona.
Aspazya. Peryklesie, chyba rozstanie z przyjacielem nastroiło cię tak niesprawiedliwie dla mnie. Czyż ja śmiałabym wymawiać niedołęstwo tobie, który przetworzyłeś połowę Grecyi a jej dziejom wytknąłeś inny