Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Perykles. Uwięzionoby go, a może i stracono.
Aspazya. Anaksagoras miał być uwięziony i stracony w Atenach, któremi rządzi Perykles? Co to znaczy, mój drogi? Czyż ten lud, któryby go sądził, ciebie nagle słuchać przestał? Wspinając się na tę wysokość, której dosięgłeś, przeprowadzałeś doniosłe prawa, burzyłeś odwieczne urządzenia, wypowiadałeś wojny — a dziś, stanąwszy na szczycie sławy i wpływu, nie zdołałbyś obronić przyjaciela? Ja tego pojąć nie mogę.
Perykles. Obwiniono go o zniewagę religii, o zaprzeczanie istnienia bogów...
Aspazya. Więc cóż z tego?
Perykles. Jeżeli mnie kiedykolwiek o to oskarżą, nie będę próbował usprawiedliwić się nawet przed tymi, których uszczęśliwiłem, i natychmiast kraj opuszczę. Z martwych, bezkształtnych brył marmuru Fidyasz wykuwa posągi, w których rzeźbi wszystkie znamiona piękna; ale każde to jego arcydzieło, pchnięte obcą ręką, obali się i zabije swego twórcę, pomimo że mu zawdzięcza byt. Podobnie czyni nieraz ze swymi obrońcami lud. Można z nim wyważyć ziemię, aby tylko nie spostrzegł, że przez to naruszy się jego niebo; można go podniecić przeciwko ludziom, aby tylko nie zauważył, że obraża bogów; będzie przelewał swą krew za najwznioślejsze idee, ale nie tknie najniedorzeczniejszego przesądu religijnego. W przekonaniach politycznych i społecznych podczas osta-