Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ateńskie, a jedyną władzą — wymowa. Skutkiem tego my nie możemy nawet przeciwko niemu powstać, pozbawić go władzy, wyprzeć ze stanowiska — możemy go chyba tylko zabić.
Elpinika. Jeśli takiej ofiary ojczyzna domaga się...
Tucydydes. Zbyt ściśle zrozumiałaś moje słowa — mam na myśli zabicie go moralne. Dopiero gdyby to nie poskutkowało... Wszakże bogowie dla celów wyższych uwalniają ludzi od obowiązku szanowania cudzego życia.
Elpinika. Oddawna już zbieram dowody występków Peryklesa. Między innymi posiadam piśmienne oświadczenie syna Ksantyposa, obwiniające ojca o otrucie brata; nadto niewolnik...
Tucydydes. Nie, Elpiniko, to są środki dobre wtedy, kiedy trzeba dobić zranionego. Ale Perykles stoi dotąd nie zraniony głęboko, zaledwie draśnięty... We wszelkich zaś walkach ludzkich najpewniejszy, zawsze śmiertelny jest ten cios, który trafia w serce. Peryklesa należy ugodzić w serce.
Elpinika. Jak?
Tucydydes. Muszą zginąć ci, których on kocha. Kocha zaś Fidyasza i Anaksagorasa, a nadewszystko aż do czci religijnej, aż do bałwochwalstwa kocha Aspazyę, która jest rzeczywiście uroczą i rozumną. Bez niej on już istnieć by nie umiał.
Elpinika. Czy jej nie przeceniasz?
Tucydydes. Nie, Elpiniko, to Atena piekieł, to zły