Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i innym dać przestrogę. Wytrawny to gębacz i w takich wypadkach nieoceniony. Zabaw go, kobietko moja, jeśli mnie wyprzedzi, bo muszę koniecznie zaraz pomówić z dostawcą robotników, ażeby mi natychmiast innych najął. Do widzenia, Hermiposie, pogróź ode mnie gołym obywatelom. (wychodzi).
Elpinika (zamyślona). Protagoras przyjdzie... Gdyby tego sofistę można pozyskać.. kupić... Byłby on w rękach naszych strasznym... Hermiposie mój, spiesz na zgromadzenie narodowe i rozpuść w niem, ale po cichu, groźbę Kaliasa. Trzeźwego, czy pijanego ściągnij mi Ksantypa, syna Peryklesa z pierwszej żony, Tucydydesa również się spodziewam (z uśmiechem) no, i ciebie naturalnie. Kalias zapewne dziś jeszcze wyjedzie do fabryki na dni kilka.
Hermipos. Nie spóźnię się.
Elpinika. Ale, ale — jeśli cię wiążą jakie stosunki z Polygnotem, to je zerwij. Nie wart ciebie.
Hermipos. Przypuszczałem (wychodzi).
Kapros. Traks jest.
Elpinika. Zawołaj go. (Kapros wychodzi).

SCENA VI.
Elpinika i Traks.

Elpinika. Mówiłeś do Kaprosa, że chcesz nam być użyteczny.
Traks. Patrzyłem tylko przez szpary, ale widziałem