Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla ludzi. Najpiękniejszy to i najprawdziwszy mit, jaki kiedykolwiek usnuła wyobraźnia. Zawarty w nim dramat zaczął się przed wiekami a nie skończy się może nigdy — dramat przeszłych i przyszłych cierpień człowieka. Ze wszystkich też legend religii greckiej wierzę w tę jedną: tak, Zeus jest i Prometeusz jest — nigdy nie zginą i nigdy walczyć nie przestaną. Zdaje mi się nawet, że cała wiara ludzi w tym micie się zamyka, z tą różnicą, że jedni są czcicielami Zeusa, a drudzy — Prometeusza. My należymy do ostatnich: kradniemy ogień bogom nieba i ziemi, którzy nas za to przytwierdzają do skał nad przepaściami a sępom każą rozdzierać; my cierpimy, ale tymczasem ogień się rozżarza, świeci i grzeje, zapala myśl ludzką iskrami nowych prawd i natchnień. Tak będzie zawsze. Zeus i Prometeusz nazwą się inaczej, skała zamieni się na słup, krzyż lub stos, ale walka trwać będzie. Eschylos jej nie rozumiał, więc ją zamknął zwycięstwem boga i pokorą człowieka. Słusznie też przelatujący orzeł roztrzaskał czaszkę zniedołężniałego poety skorupą żółwia.
Fidyasz (ciągle rysując, spojrzawszy na Aspazyę szepcze). Pyszny model do Minerwy!
Sofokles. Sędziwa starość nie może pędzić z szybkością wieku młodego. My biegniemy jak dzieci, on stąpał powoli jak nasz ojciec. Ale i on miał swoją młodość — i on był Prometeuszem, bo prawdziwy geniusz nigdy się wstecz nie cofa i nigdy się nie poddaje.