Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Emilia. O ten jestem spokojna.
Teresa. Że się sprawdzi, czy nie?
Emilia (poważnie). Jeśli to zagadka, może ją pani rozwiązać bez mojej pomocy.
Teresa (wesoło). Ja ją rozwiązać mogę tylko życzeniem, żeby pani nigdy nie kochała... hrabiego Ryszarda.
Emilia (surowo). Skąd powód do takiego życzenia?
Teresa (j. w.) Najzwyklejsza zazdrość. Ponieważ dopiero jutro pan Bogój zostanie moim narzeczonym...
Emilia (z lekką ironią). Czemuż nie dziś?
Teresa (j. w.) Dzisiejszy dzień darowałam mu na pokończenie dawnych stosunków; żeby zaś ich nie nadużył i nie ścieśnił, uprzedzam w tajemnicy wszystkie mi znane kobiety, aby żadnym jego zobowiązaniom nie wierzyły, bo je jutro unieważnię. Dla tego zaś nie omijam w tem ostrzeżeniu ani jednej, że nie wiem, którym się podobał, i nie rozumiem, którym się podobać nie mógł (podając zdrętwiałej Emilii rękę). Pani mi przebaczysz tę zazdrość i zaślepienie, tem więcej, że hrabia Ryszard panią prawdopodobnie wcale nie obchodzi.
Emilia (z cierpkim uśmiechem). Sądziłam, że to jest dla pani więcej niż prawdopodobnem. Ale cóż państwa niespodziewanie łączy?
Teresa. Nawzajem sądziłam, że to dla pani jest więcej niż spodziewanem.
Emilia. W pani istotnie wyraźną chęć związku oddawna widziałem, ale w panu Bogoju...