Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odurzeniem, ja, popchnięty przez serce i rozum do panny Teresy, postanowiłem dla ojca jedynie powstrzymać się częstem obcowaniem z inną kobietą, któraby mi moje poświęcenie w pamięci zatarła. Tymczasem...
Janusz. Czegóż chcesz jeszcze? Ogród ci założyłem.
Ryszard. Niechże mi teraz ojciec pozwoli z niego korzystać.
Janusz. Tobie? Przecież Zygmunt ma tu botanizować.
Ryszard. On swoją drogą, ja swoją.
Janusz. A jego żona twoją. Okropnie mi się ta sprawa nie podoba. Pod uczciwym pozorem miejsce schadzek... z żoną człowieka, którego... E, wolę o niczem nie wiedzieć i na nic nie patrzeć.
Ryszard. Pozostaw to ojcze mężowi, który swego dobra z pewnością dojrzy, tem więcej, że ja mu go nie zabiorę.
Janusz (dobrotliwie). Lisia przysięga... Powiedz mi, kiedy ty przestaniesz bałamucić kobiety?
Ryszard. Kiedy? Jeszcze mi natura nie dała ani jednego ostrzeżenia, a termin sama oznaczy.
Janusz (błagalnie). Proszę cię od siebie, od Zygmunta, od jego dziecka, od twego sumienia, nie uwodź Emilii.
Ryszard. Honor nie pozwoli mi jej do niczego zmusić, ale znowu grzeczność — niczemu odmówić.
Janusz. Nie nęć jej tu, nie odurzaj pochlebstwami, nie odstręczaj od obowiązków, nie obrzydzaj męża...
Ryszard. I zwróć się do panny Teresy — prawda?