Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechawszy dziś wieczorem i nie zastawszy państwa w domu, aż tu przybiegłem? Czyż to nie dowody tęsknoty, chociażby tylko nauczyciela za swoją kochaną uczennicą?
Irena. Żartuj pan, ile chcesz, aby między nami.
Janusz. Jeśli rzeczywiście jesteś, panie Zenonie, dobrym nauczycielem, to naucz mnie swojej sztuki zalecania siwych włosów płci pięknej. Dziesięć lat wprawdzie jestem od ciebie starszy, ale od dwudziestu już zabdykowałem...
Irena. Na rzecz syna, który koronę zalotów w pańskim rodzie zdobi wielką chwałą.
Ryszard. Niezasłużoną jednak u pani.
Janusz. Brawo! Honor dowcipu Bogojów ocalony.
Irena (do Janusza). Niepotrzebnie pan hrabia o ten honor się lękał: syn nigdy w oczach ojca nie przestaje być dowcipnym.
Zenon. Po ojcowskiem teraz kolej na moje nauczycielskie brawo.
Irena (do Zenona). Ale pan prędko od nas nie uciekniesz?
Zenon. Nie prędzej, aż jak lokomotywa węglem naładuję swoje serce do nowej podróży przyjacielskiemi uczuciami.
Janusz. Tylko zbyt go nie ogrzewaj, bo możesz siebie i pannę Irenę wykoleić.
Ryszard (do Ireny). Ja panią będę w rozpędzie hamował z obowiązku wzajemności.