Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  65  —

— Która u pana godzina?
— Trzy kwadranse na dwunastą. Skończysz pan dziś robotę?
— Zdaje się, że skończę — odparł Gosławski. — Jeszcze trzeba na jaki włos zebrać, a tu mi się tak dwoi w oczach.
— Z gorąca, z gorąca! — mówił sąsiad.
Gosławski zmierzył średnicę toczonego walca, posunął nóż, ścisnął go śrubą i znów puścił w ruch machinę. Po chwilowym wysiłku uwagi, nastąpiła reakcya i począł drzemać, stojąc z oczyma utkwionemi w błyszczącą powierzchnię walca, na którą upadały krople wody.
— Czy pan do mnie mówił? — zapytał nagle sąsiada. Ale sąsiad nie słyszał pytania.
Teraz wydało się Gosławskiemu, że jest u siebie w domu. Żona i dzieci śpią, na komodzie pali się przykręcona lampa, jego łóżko już rozebrane. Oto stół... przy nim krzesło... Znużony chciał usiąść na krześle, więc — oparł rękę na krawędzi stołu.
W tej chwili tokarnia dziwnie zgrzytnęła. Coś w niej pękło, zaczęło się łamać i straszny jęk ludzki rozległ się po warsztacie...
Autor nic nie mówi od siebie o wyzyskiwaniu robotników, o nadmiarze narzucanej im pracy, ale ta scena męczeńska, żywcem z życia fabrycznego wyjęta, nie mówi, ale krzyczy. Przytem, obok największej prostoty, co za pra-