Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szcze powozy artystokratyczne, w których tualety księżnej Czartoryskiej i pani Branickiej zwracają ogólną uwagę, zaledwie osłabioną przez moskiewską trójkę Orłowa. Za niemi ciągną ambasady rozmaitych narodów białych, ciemnych lub żółtych; to znowu jakiś minister, to jakaś dama, słynna z bogactw, piękności, albo talentu: boska Théo z Bouffes, jenerał Cissey, panna Reszke, margrabia Gallifet, za nim opasły Gambetta, słowem: możnaby powiedzieć, jak ów sowietnik w Dziadach: „jak się tu pomieszały czyny!” ale to nic dziwnego, bo wobec najwyższego majestatu i największej znakomitości wszystkie inne gasną i stają się równe, taką zaś największą znakomitością jest Insulaire, koń hrabiego Lagrange’a, prawdziwy król dnia dzisiejszego, na którego kopytach spoczywają miliony zakładów i ciężkie zadanie pobicia angielskiego rywala.
Nakoniec, o drugiej pojawia się orszak urzędowych powozów. W pierwszym z nich siedzi marszałek z szachem perskim; lud krzyczy wiwaty, król królów zaś w dowód wdzięczności kiwa uprzejmie głową i sążnistymi wąsami i migoce brylantami, pokrywającymi mu całe piersi. Marszałek wraz z szachem, po przybyciu na miejsce, zajmują pryncypalną trybunę. Obok nich mieści się królowa Izabella hiszpańska, koło której napróżno szukam pana Breslauera z Warszawy; pani marszałkowa, której