Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cnie w to, że to on właściwie uratował Rzeczpospolitę, że poznał się na intrygach Broglie’go, i istotnie też znienawidził go do tego stopnia, że obecnie nie chce go widzieć na oczy. Zresztą wmawiają mu to codzień. Gdyby nie ta taktyka, gdyby nie to wmawianie w tę dość słabą z natury głowę lojalności, prawości i t. p., kto wie, coby się było stało, osobiste bowiem instynkta i upodobania ciągnęły tego starego żołnierza raczej w antyrepublikańską stronę. Ale obecnie wziął swoją rolę na seryo; Francuzi zaś, śmiejąc się na boku w kułak, starają się go w niej utwierdzić. Swoją drogą Paryż pełen jest anegdotek o żołnierskiej naiwności prezydenta. Pewnego razu np., gdy Dumas syn został akademikiem, minister oświecenia przychodzi do marszałka i mówi mu, że musi przyjąć Dumasa. „Niema potrzeby” — odpowiada prezydent. „Owszem, to zwyczaj” — mówi minister. — „Jeśli to zwyczaj, to go przyjmę, służba jest służbą”. — „Ale trzeba mu powiedzieć kilka komplementów (ciągnie minister), to jest komedyopisarz”. — „Powiem mu kilka komplementów” — odpowiada, jak pozytywka, marszałek. Minister tedy objaśnia dalej, kto jest Dumas, że napisał „Damę Kameliową” i „Demimonde”, że ojciec jego był także pisarz bardzo sławny, jako autor „Trzech muszkieterów” i t. d. Poczem wprowadzają Dumasa, marszałek podaje mu rękę i mówi: „Uszczęśliwiony, że wi-