Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   77   —

by nie pojedynek Leona. Ale pojedynek wszystko zmienił. Nietoperze garną się teraz na wyścigi. Panowie Babulewicz i Żerowicz przychodzą najpierwsi; przychodzą z życzeniami, powinszowaniami i wyrażeniami radości. Tak! tak! oni nigdy nie dawali wiary nikczemnej potwarzy, oni zawsze oburzali się, słysząc te plotki, oni zaprzeczali im całą siłą. Ach! przecie oni znają i prezesa, i pana Leona, a w każdym razie cieszą się niewymownie, ależ jak się cieszą! prawdziwie, niewymownie! Mówiąc to, śmieją się, zacierają ręce, przymilają, oblizują się, robią słodkie oczy, kłaniają, a w rzeczywistości nogi pod nimi drżą ze strachu. Za tą parą schodzą się i inni. Oto pan Nestorowicz, nieskazitelny filantrop i kierownik opinii publicznej, który poprzednio już nie chciał podawać prezesowi ręki, teraz zapewnia go o dozgonnej przyjaźni. Za nim wchodzi giętkim krokiem pan Żmijski, za tym radca Cierpniewski, za tym inni; słowem: wszyscy, nie brak nikogo z nietoperzy, którzy teraz, zwinąwszy skrzydła obmowy, radziby przez słodkie oświadczenia zatrzeć dawniejszy udział w potwarzy.
Taka jest treść komedyi pana Lubowskiego. Środki, jakich używa autor, są bardzo proste, niemasz tu zawikłanej intrygi, niema romansu, co może nawet osłabia interes akcyi, a cała sztuka jest satyrą, mającą na celu przed-