Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   36   —

na ich własnych twarzach i piersiach, jak mnich kreśli piórem dzieje w księdze klasztornej. Ale ci łamali się, nie gięli, a teraz patrzą na wnuków swoich, patrzą z niepokojem: Czy się nie zegnie! czy się nie zegnie!?
Chytry Lisiewicz odwołuje się do tych portretów. Mowa jego śmieszna, ale treść jej pali jakby żelazem dumę hrabiego. Tamci nie skrzywdziliby mnie! woła Lisiewicz; ci wielcy hetmani, biskupi, ci z wąsami, ci nie skrzywdziliby mnie niezawodnie. „Idź, mówi cicho hrabia, i ja cię nie skrzywdzę, oddam ci wszystko, co mam“.
Nie zgiął się! To, myślisz, czytelniku, żelazna dusza? to postać jednolita, jak z bronzu ulana lub wykuta z kamienia. Jeżeli jesteś demokratą, możesz go nie lubić, ale musisz poważać. To, myślisz, człowiek konsekwentny? Ale poczekaj. W parę chwil po Lisiewiczu przychodzi Silber, który oszukał hrabiego, obdarł go, zniszczył, i ten sam Silber mówi mniej więcej w taki sposób: „Jesteś, hrabio, zrujnowany i pójdziesz z torbami; wyrzucą cię z pałacu na bruk i koniec, ale daj swoją córkę za mojego syna, młodego Silbera, a ja, stary Silber, jakem Silber, na uczciwość zaklinam się, że cię wyratuję; pieniądze zostaną w rodzinie i wszystko będzie dobrze“.
Cóż hrabia na to? jak myślisz, czytelniku? Heraldyczny lew zaryczał pewnie strasznym