Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

ale dzielną, porywającą i wzniosłą, pełną wzruszających zmian i sytuacyi. Jesteśmy nawet zdania, że, jeżeli przedstawiciela danej zasady robi się chwiejnym, pozbawionym charakteru człowiekiem, to lepiej go wcale nie wprowadzać. Taki zegnie się za pierwszym powiewem wiatru. Taki ustąpi przed okolicznościami, uchyli głowę, wypuści wiosło z dłoni i da się ponieść falom, gdzie wiatrom dąć się podoba.
A Kobylański?
Zbankrutował tedy ostatecznie. Zostało mu zaledwie kilkanaście tysięcy, których nie odda już nikomu, bo to ostatni jego grosz. Ale przychodzi doń niejaki Lisiewicz. Jest to żydek, trochę lichwiarz, trochę bankier, trochę faktor. Ten, umieściwszy kilkanaście tysięcy złotych na tęż spekulacyę naftową, stracił je. Chodzi mu teraz o to, żeby Kobylański stratę zwrócił. Ale Kobylański ma już tylko ostatki. Cóż więc robi Lisiewicz? Oto zna on tę dumną, łamiącą się, ale nie gnącą naturę polskiego szlachcica, wie, że wolałby stracić grosz ostatni, i życie, i zbawienie, niż splamić nazwisko, więc uderza w tę czułą strunę. W sali pałacu Kobylańskiego, do której wkrótce zajrzy może nędza ostatnia, wisi jeszcze na ścianach długi szereg przodków, hetmani z buławami w ręku, biskupi w infułach, groźni wojownicy w zbrojach żelaznych, o twarzach dumnych i surowych. Historyę żywota ich i zasług pisały tak szable nieprzyjacielskie