Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   241   —

Nie chcemy z powodu podobnych błędów wyśmiewać mieszkańców Sierpca, zwracamy tylko ich uwagę; zwracamy ją ze smutkiem, ale zarazem i z nadzieją, że w miarę, jak będą poznawać pisane piękną polszczyzną utwory naszych dramaturgów, potrafią się na przyszłość podobnych zboczeń ustrzedz i będą mówić pięknym i czystym językiem, jakim mówili ich ojcowie.
Smutno pomyśleć, jak u nas lekceważą język, nie rozumiejąc czy nie chcąc zrozumieć jego znaczenia. Pójdź na salony arystokratyczne, usłyszysz francuszczyznę lub taki bigos różnojęzyczny, że choć uszy zatykać z oburzenia; tam panowanie guwernantek, posprowadzanych ze wszystkich końców świata; tam miłość rodzicielska w troskliwości o dobry akcent paryski się objawia; tam panowie szepcą damom francuskie słówka na ucho; tam głupcy w długich surdutach udają Anglików, przekręcając angielskie wyrazy; tam posługujących mazowieckich Bartków i Jaśków na Dżonów przerabiają, tam czytają tylko zagraniczne powieści, tam o Mickiewiczu wiedzą, że to „literata jakiś“, tam prenumerują Revue des deux mondes i dziwią się po francusku, jak się może tyle polskich dzienników utrzymać.
Pójdź między wysokie mieszczaństwo — to udaje arystokracyę, pójdź między przemysłowców — mówią po niemiecku; pójdź między kupców —